Sprawna literacko zabawa obecną rzeczywistością wpisaną w schemat znany nam wszystkim z dziecięcego świata bajek. Baśniowi bohaterowie różnią się dość znacznie od swoich pierwowzorów, choć przeżywają przygody, których bieg, tło i finał wydają się nierzadko nieco nierealne acz znajome. Wielowątkowość tej książki, napisanej lekkim i dowcipnym językiem, oraz sprawne i barwne dialogi są jej niepodwarzalnym, acz nie jedynym, atutem.
„– Nic szczególnego. Żył podówczas w naszym grodzie kneź stary, nienasycony jeśli idzie o płeć niewieścią. Na każdą młódkę miał smak. Toteż go Smakiem nazywano.
– Rozumiem – Arthur błyskawicznie przypomniał sobie niewyraźną minuskułę w kronice i domyślił się, że Smak stał się smokiem przez literówkę kopisty lub w wyniku przebitki z dawnego palimpsestu.
– W każdym razie, gdy mu nowej dziewicy nie dostarczono, srożył się, podatki podnosił, latyfundia konfiskował. A skąd brać co tydzień świeżą dziewicę? Aż zjawił się pewien krawiec.
– Nie szewc?
– Krawiec, a właściwie krawcowa nazwiskiem Siara. Zjawiła się i rzuciła genialny pomysł rewaloryzacji już raz zhańbionych.
– W jaki sposób?
– Metodą artystycznego cerowania. Tem sposobem można było Smakowi dostarczać towaru drugiej świeżości nie tylko raz w tygodniu, ale i dwa razy dziennie.
– I co było dalej? – dopytywał się detektyw.
– Ano nic. Korzystał z usług Siary, korzystał, aż usechł z tego na śmierć.
– Usechł, nie rozpękł?...”